Recenzja filmu

Powiem ci wszystko (2013)
Simo Halinen
Leea Klemola
Peter Franzén

Chcesz o tym porozmawiać?

Halinen jest wrażliwy na wszelkie niuanse opowiadanej przez siebie historii, ale mimo wszystko nieco zbyt łatwo prześlizguje się po wszystkich tych implikacjach. Kierując swoją uwagę w tak
Pierwsze, odruchowe skojarzenia idą w stronę Almodovara. To asocjacja czyniona trochę po łebkach, ale typowe dla Hiszpana motywy pojawiają się i w filmie Fina Simo Halinena. Jest transseksualna bohaterka, miłosno-łóżkowe szarady i życiowe dramaty. Almodovar bierze jednak podobną tematykę z całym dobrodziejstwem inwentarza, w całej jej estetycznej i emocjonalnej rozpiętości – od powagi do zgrywy, od komedii do melodramatu, nie bojąc się przy tym kiczu. Halinen tymczasem zachowuje zimną krew. Może to kwestia uwarunkowania geograficznego. Chłodnej Północy nie po drodze z gorącym Południem.



Akcja filmu zawiązuje się co prawda na mocy nieporozumienia, jakie zazwyczaj bywa fundamentem komedii pomyłek, ale reżyser nie ogrywa humoru sytuacji. Kiedy transseksualna sprzątaczka Maarit (Leea Klemola) zostaje przypadkowo wzięta za psycholożkę i wchodzi w rolę terapeutki, wydaje się, że resztę filmu zajmie twórcy rozplatanie tego fabularnego węzła. Halinen jednak nie chce ani nas rozśmieszać, ani upajać się zabawą w jałowe qui pro quo. Interesują go dorośli ludzie i ich problemy, dlatego każe on Maarit po dorosłemu wziąć odpowiedzialność za swoją pomyłkę i obnażyć mistyfikację. Kobieta wyznaje więc prawdę Samiemu (Peter Franzén), którego zwierzeń wysłuchała. Dopiero w pytaniu "co dalej?" reżyser widzi potencjał pełnowartościowego konfliktu.

Paradoks zainscenizowanej tu sytuacji jest wielopoziomowy. Maarit bowiem faktycznie okazuje się pomocna i po spotkaniu z nią Sami zaczyna wierzyć, że przezwycięży kryzys małżeński, który zaprowadził go na kozetkę. Ale mężczyzna zaczyna równocześnie czuć pociąg do "terapeutki". "Powiem ci wszystko" pokazuje płynność roli autorytetu i generowanych przez tę rolę relacji. Czy Sami skorzystał na sesji, bo uwierzył, że spotyka się z psychologiem, czy może Maarit – mimo braku kwalifikacji – faktycznie stanęła na wysokości zadania? Funkcje społeczne – w tym również płeć – bywają umowne: to konwencje, które mogą również ulec nadużyciu. Dla samotnej Maarit maska "psycholożki" jest okazją do spełnienia marzeń o pomaganiu innym, ale też szansą na kontakt z drugim człowiekiem i również – po prostu – podryw. Sami, który prowadzi zajęcia z edukacji seksualnej, przenosi osobiste doświadczenia do szkolnej klasy, naginając granice relacji nauczyciel-uczeń. Jego żona, dyrektorka szkoły, nie potrafi porzucić w domu kierowniczej postawy, co odbija się na jej małżeństwie. Co dla jej męża jest jednak odpychające, licealistę Teo podnieca i przyciąga do starszej kobiety.



Konwenanse, etykietki – rodzina, małżeństwo, tożsamość seksualna – jawią się tu jako więzy. Halinen pokazuje, jak podobne prawdy obiegowe i oczywistości łatwo przekształcają się w stereotypy. Gdy chłopiec widziany kiedyś w towarzystwie Maarit popełnia samobójstwo, oskarżenia automatycznie kierowane są pod jej adresem – jako osoby "seksualnie podejrzanej". Ale reżyser nie jest na tyle naiwny, by bezkrytycznie gloryfikować wszelkie próby emancypacji, walki o swoje. Osobista (tym razem prawdziwa) terapeutka Maarit mówi jej, że jeśli chce znaleźć faceta i poprawić relacje z córką, to niech to po prostu zrobi. Asertywność i wytrwałość w dążeniu do celu może być jednak bronią obosieczną, prowadzącą – po trupach – na manowce egoizmu. Maarit się zakochuje, ale zaczyna budować swoje szczęście na zgliszczach cudzego.

Halinen jest wrażliwy na wszelkie niuanse opowiadanej przez siebie historii, ale mimo wszystko nieco zbyt łatwo prześlizguje się po wszystkich tych implikacjach. Kierując swoją uwagę w tak wielu kierunkach, nie znajduje satysfakcjonującej klamry do spięcia ogromu zasygnalizowanych przez siebie tematów. Reżyser bardzo nierównomierne gospodaruje kolejnymi fabularnymi klockami i niektóre wątki (jak np. ten kryminalny) zostają przez niego jedynie liźnięte. W rezultacie nie wnoszą one nic, a jedynie rozcieńczają wymowę całości. Chyba lepiej by było, gdyby Halinen nie próbował – zgodnie z tytułem – powiedzieć nam wszystkiego. Ale choć brakuje tu dramaturgicznej spójności, portrety psychologiczne bohaterów pozostają wiarygodne i w rezultacie ratują film. Reżyser nie trzyma w komitywie z żadnym z bohaterów, czuć u niego empatię do każdego z nich. Słucha i nie ocenia. Jak dobry terapeuta?
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones